Dwie ciężarówki, dwie historie i jedno pytanie: czy radziecka stal naprawdę jest nieśmiertelna? Film z próbą uruchomienia ZILa 157 i KRAZa 255B po 20 latach postoju pokazuje, że odpowiedź nie jest tak oczywista.
Dwa światy radzieckich ciężarówek
ZIL 157 to klasyk z lat 50. Lekka ciężarówka terenowa z benzynowym silnikiem, prosta w budowie i chętnie wykorzystywana przez wojsko. Niestety, woda w cylindrach zrobiła swoje. Świece zardzewiały, motor zakleszczył się i mimo prób nie udało się go obudzić. W tym pojedynku ZIL poddał się bez walki.
KRAZ 255B to inny kaliber. Potężny diesel z lat 60., ważący ponad 12 ton, zaprojektowany do ciągnięcia najcięższych ładunków, w tym rakiet. Po latach ciszy też nie miał łatwo – pompa paliwowa była zatarte, wtryski zaklejone. Jednak po czyszczeniu i odblokowaniu elementów zaczął kaszleć, pluć i w końcu dał oznaki życia. Ten kolos pokazał, że nawet po dekadach potrafi wstać.
Sto koni kontra 240!
ZIL 157 miał pod maską sześciocylindrowy silnik benzynowy o pojemności 5,6 litra, który dawał nieco ponad sto koni mechanicznych. Ważył około pięciu i pół tony, więc był lżejszy i bardziej zwrotny. KRAZ 255B to zupełnie inna liga – pod maską krył ogromnego diesla V8 o pojemności niemal piętnastu litrów i mocy 240 koni. Jego masa przekraczała dwanaście ton, a konstrukcja była stworzona do dźwigania i ciągnięcia niemal wszystkiego.

Różnica tkwi w sercu silnika
Pojedynek ZIL kontra KRAZ pokazuje różnicę między benzyną a dieslem, ale też charakter samych konstrukcji. Diesel wybacza więcej, a toporna prostota radzieckich projektów sprawia, że nawet po dwudziestu latach w krzakach wciąż można je wskrzesić.
Kolosy ze stali czy kupa złomu?
Odpowiedź nie jest jednoznaczna. KRAZ pokazał, że nie każdy pojazd musi skończyć na złomowisku. Jedne maszyny poddają się bez walki, inne wciąż potrafią ożyć i przypomnieć, po co zostały stworzone. Właśnie ta nieprzewidywalność sprawia, że takie próby są tak wciągające. Cały przebieg tej akcji można zobaczyć w filmie poniżej.
Youtube
Warto też zobaczyć!
-
Dane mówią same za siebie: 20 ton wagi, silnik Perkins Eagle 625 KM i zestaw ponad 20 metrów długości. Scammell Commander to techniczny gigant, który woził Challengery 1 bez mrugnięcia reflektorem.