Czy wyobrażasz sobie pasażerski samolot, w którym możesz usiąść w skrzydle i przez oszkloną krawędź podziwiać świat z przodu maszyny? Właśnie taką futurystyczną wizję zrealizowali niemieccy inżynierowie w latach 20. XX wieku, tworząc Junkersa G.38 – kolosa przestworzy, który miał zrewolucjonizować transport lotniczy. Był to prawdziwy lewiatan nieba, łączący innowacyjne rozwiązania z odważną myślą techniczną.
Narodziny giganta
Pod koniec lat 20. lotnictwo cywilne zaczęło nabierać tempa. Coraz więcej linii lotniczych szukało większych, bardziej wydajnych maszyn zdolnych przewozić ludzi i towary na dłuższych trasach. Niemiecka firma Junkers Aircraft and Motor Works miała ambicję stworzyć samolot, który mógłby latać nad Atlantykiem, łącząc Europę z Ameryką. Tak powstał projekt G.40, którego morską wersją był wodnosamolot, a lądową – Junkers G.38.
Projekt szybko zyskał uwagę niemieckiego Ministerstwa Lotnictwa Rzeszy (RAM), które widziało w nim potencjał wojskowy. Finansowanie z budżetu państwa zapewniło dalszy rozwój maszyny, a jej monumentalny kształt wzbudzał podziw jeszcze przed pierwszym lotem.
Konstrukcja, która wyprzedzała epokę
Junkers G.38 to nie był zwykły samolot. Przy rozpiętości skrzydeł 44 metry i masie własnej blisko 15 ton, był największą maszyną swoich czasów. Jego charakterystyczna sylwetka, szerokie skrzydła i unikalna koncepcja umieszczenia przedziałów pasażerskich w skrzydłach sprawiały, że wyglądał jak maszyna z przyszłości.
Najbardziej zadziwiający był jego napęd. Samolot miał cztery silniki, ale dwa z nich były różne! Wewnętrzne były ogromnymi, 12-cylindrowymi Junkersami L88, podczas gdy zewnętrzne to mniejsze, 6-cylindrowe L8a. Oba typy generowały podobną moc – po 410 KM. Mimo łącznej mocy 2000 KM, prędkość maksymalna wynosiła zaledwie 225 km/h, a przelotowa – 175 km/h.
Pierwszy lot odbył się 6 listopada 1929 roku i był obiecujący. Jednak G.38 szybko musiał się mierzyć z nowocześniejszymi konkurentami.
Lata służby i wojenny koniec
Wyprodukowano tylko dwa egzemplarze: D-2000 i D-2500. Pierwszy z nich zdobył kilka światowych rekordów w lotach z ładunkiem powyżej 5000 kg. W 1932 roku oba samoloty trafiły do Luft Hansa, gdzie służyły na trasach międzynarodowych, przewożąc pasażerów między Berlinem a Londynem.
Samoloty były wielokrotnie modernizowane – w 1934 roku D-2000 otrzymał nowe silniki Jumo 4, które podniosły jego łączną moc do ponad 4000 KM.
Los pierwszego G.38 zakończył się w 1936 roku, gdy rozbił się podczas testowego lotu. Na szczęście obyło się bez ofiar. Drugi egzemplarz miał więcej szczęścia – służył Luft Hansa przez prawie dekadę, aż do wybuchu II wojny światowej. Wtedy został przejęty przez Luftwaffe jako transportowiec. Jego koniec nadszedł w maju 1941 roku, kiedy RAF zbombardował go na pasie startowym w Atenach.
Japońska wersja – Ki-20
Historia G.38 nie kończy się w Niemczech. Japończycy dostrzegli jego potencjał i w 1930 roku podpisali umowę na licencjonowaną produkcję bombowca Ki-20. Pierwszy egzemplarz oblatano w 1931 roku, a do 1935 roku powstało pięć maszyn. Japońska wersja również przechodziła modernizacje, służąc jako ciężki bombowiec aż do początku II wojny światowej.
Lotnictwo i jego wyścig z czasem
Junkers G.38 był jednym z tych samolotów, które wyprzedzały swoją epokę, ale nie zdołały utrzymać się w eksploatacji z powodu gwałtownego postępu technologicznego. Choć jego koncepcja była pionierska, lotnictwo lat 30. i 40. poszło inną drogą – zamiast gigantycznych transportowców rozwijały się szybsze i bardziej efektywne konstrukcje.
Jednak czy możemy powiedzieć, że G.38 był porażką? Zdecydowanie nie! Był dowodem na to, jak wielkie były marzenia inżynierów tamtych czasów i jak śmiałe pomysły mogły stać się rzeczywistością.
A teraz pytanie do Ciebie: Jak myślisz, czy w przyszłości zobaczymy powrót do gigantycznych, pasażerskich samolotów z miejscami w skrzydłach? Daj znać w komentarzach!
Youtube
Miło nam, że przeczytałaś/eś ten artykuł do końca! Chcesz więcej takich treści?
Obserwuj nas w Google News!
Warto też zobaczyć!
-
Convair B-36 to prawdziwy gigant zimnej wojny – sześć silników tłokowych, cztery odrzutowe i zdolność przenoszenia bomb atomowych sprawiały, że mógł siać postrach na niebie. Jak wyglądała jego historia?
Dziś mamy superszybkie odrzutowce, ale czy nie brakuje nam tej pionierskiej odwagi? Junkers G.38 był odważnym krokiem w nieznane, dowodem na to, że kiedyś niebo było pełne wizjonerów.
Nie mam pojęcia jak to możliwe ale ten gigant miał specjalne pomieszczenie w skrzydłach, gdzie mechanicy mogli serwisować silniki podczas lotu. Dzisiaj brzmi to jak science fiction!
A masz w ogóle pojęcie jakiej grubości były skrzydła w takich samolotach? To by ci wiele wyjaśniło
„Luksus, ale nie dla każdego” – Podróż w przeszklonej kabinie w skrzydle brzmiała jak marzenie, ale… turbulencje mogły sprawić, że to marzenie szybko zamieniało się w koszmar.