Niemiecki olbrzym Junkers G.38 i jego niezwykła historia.

FacebookWhatsapp

Czy wyobrażasz sobie pasażerski samolot, w którym możesz usiąść w skrzydle i przez oszkloną krawędź podziwiać świat z przodu maszyny? Właśnie taką futurystyczną wizję zrealizowali niemieccy inżynierowie w latach 20. XX wieku, tworząc Junkersa G.38 – kolosa przestworzy, który miał zrewolucjonizować transport lotniczy. Był to prawdziwy lewiatan nieba, łączący innowacyjne rozwiązania z odważną myślą techniczną.

Narodziny giganta

Pod koniec lat 20. lotnictwo cywilne zaczęło nabierać tempa. Coraz więcej linii lotniczych szukało większych, bardziej wydajnych maszyn zdolnych przewozić ludzi i towary na dłuższych trasach. Niemiecka firma Junkers Aircraft and Motor Works miała ambicję stworzyć samolot, który mógłby latać nad Atlantykiem, łącząc Europę z Ameryką. Tak powstał projekt G.40, którego morską wersją był wodnosamolot, a lądową – Junkers G.38.

Projekt szybko zyskał uwagę niemieckiego Ministerstwa Lotnictwa Rzeszy (RAM), które widziało w nim potencjał wojskowy. Finansowanie z budżetu państwa zapewniło dalszy rozwój maszyny, a jej monumentalny kształt wzbudzał podziw jeszcze przed pierwszym lotem.

Unikalna konstrukcja pozwalała pasażerom podróżować nie tylko w kadłubie, ale także w przeszklonych kabinach umieszczonych w skrzydłach, skąd mogli podziwiać widok podczas lotu.

Konstrukcja, która wyprzedzała epokę

Junkers G.38 to nie był zwykły samolot. Przy rozpiętości skrzydeł 44 metry i masie własnej blisko 15 ton, był największą maszyną swoich czasów. Jego charakterystyczna sylwetka, szerokie skrzydła i unikalna koncepcja umieszczenia przedziałów pasażerskich w skrzydłach sprawiały, że wyglądał jak maszyna z przyszłości.

Najbardziej zadziwiający był jego napęd. Samolot miał cztery silniki, ale dwa z nich były różne! Wewnętrzne były ogromnymi, 12-cylindrowymi Junkersami L88, podczas gdy zewnętrzne to mniejsze, 6-cylindrowe L8a. Oba typy generowały podobną moc – po 410 KM. Mimo łącznej mocy 2000 KM, prędkość maksymalna wynosiła zaledwie 225 km/h, a przelotowa – 175 km/h.

Pierwszy lot odbył się 6 listopada 1929 roku i był obiecujący. Jednak G.38 szybko musiał się mierzyć z nowocześniejszymi konkurentami.

Junkers G.38 w trakcie montażu – widoczna metalowa konstrukcja z charakterystycznym falistym poszyciem i przeszklonymi kabinami pasażerskimi w skrzydłach.

Lata służby i wojenny koniec

Wyprodukowano tylko dwa egzemplarze: D-2000 i D-2500. Pierwszy z nich zdobył kilka światowych rekordów w lotach z ładunkiem powyżej 5000 kg. W 1932 roku oba samoloty trafiły do Luft Hansa, gdzie służyły na trasach międzynarodowych, przewożąc pasażerów między Berlinem a Londynem.

Samoloty były wielokrotnie modernizowane – w 1934 roku D-2000 otrzymał nowe silniki Jumo 4, które podniosły jego łączną moc do ponad 4000 KM.

Los pierwszego G.38 zakończył się w 1936 roku, gdy rozbił się podczas testowego lotu. Na szczęście obyło się bez ofiar. Drugi egzemplarz miał więcej szczęścia – służył Luft Hansa przez prawie dekadę, aż do wybuchu II wojny światowej. Wtedy został przejęty przez Luftwaffe jako transportowiec. Jego koniec nadszedł w maju 1941 roku, kiedy RAF zbombardował go na pasie startowym w Atenach.

Japoński Ki-20 – zmodyfikowana wersja Junkersa G.38, używana przez Cesarską Armię Japońską. Charakteryzował się ogromnym udźwigiem, sześcioma śmigłami i miejscem dla strzelców pokładowych w skrzydłach.

Japońska wersja – Ki-20

Historia G.38 nie kończy się w Niemczech. Japończycy dostrzegli jego potencjał i w 1930 roku podpisali umowę na licencjonowaną produkcję bombowca Ki-20. Pierwszy egzemplarz oblatano w 1931 roku, a do 1935 roku powstało pięć maszyn. Japońska wersja również przechodziła modernizacje, służąc jako ciężki bombowiec aż do początku II wojny światowej.

Lotnictwo i jego wyścig z czasem

Junkers G.38 był jednym z tych samolotów, które wyprzedzały swoją epokę, ale nie zdołały utrzymać się w eksploatacji z powodu gwałtownego postępu technologicznego. Choć jego koncepcja była pionierska, lotnictwo lat 30. i 40. poszło inną drogą – zamiast gigantycznych transportowców rozwijały się szybsze i bardziej efektywne konstrukcje.

Jednak czy możemy powiedzieć, że G.38 był porażką? Zdecydowanie nie! Był dowodem na to, jak wielkie były marzenia inżynierów tamtych czasów i jak śmiałe pomysły mogły stać się rzeczywistością.

A teraz pytanie do Ciebie: Jak myślisz, czy w przyszłości zobaczymy powrót do gigantycznych, pasażerskich samolotów z miejscami w skrzydłach? Daj znać w komentarzach!

Przekrój Junkersa G.38 – unikalna konstrukcja z dostępem do silników z wnętrza samolotu. Widoczne pomieszczenie silnikowe, przeszklona kabina w skrzydle i korytarz łączący sekcje pasażerskie.
Schemat wnętrza Junkersa G.38 – widoczne stanowiska załogi, kabiny pasażerskie, ładownia, zbiorniki paliwa oraz miejsca do spania, co podkreślało luksusowy charakter samolotu.

Youtube

Miło nam, że przeczytałaś/eś ten artykuł do końca! Chcesz więcej takich treści?
Obserwuj nas w Google News!

Warto też zobaczyć!

Komentarze:

guest
4 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Magda

Dziś mamy superszybkie odrzutowce, ale czy nie brakuje nam tej pionierskiej odwagi? Junkers G.38 był odważnym krokiem w nieznane, dowodem na to, że kiedyś niebo było pełne wizjonerów.

Rafał

Nie mam pojęcia jak to możliwe ale ten gigant miał specjalne pomieszczenie w skrzydłach, gdzie mechanicy mogli serwisować silniki podczas lotu. Dzisiaj brzmi to jak science fiction!

Piotr

A masz w ogóle pojęcie jakiej grubości były skrzydła w takich samolotach? To by ci wiele wyjaśniło

Mati

„Luksus, ale nie dla każdego” – Podróż w przeszklonej kabinie w skrzydle brzmiała jak marzenie, ale… turbulencje mogły sprawić, że to marzenie szybko zamieniało się w koszmar.